środa, 19 grudnia 2012

Ufff... i mañana

No właśnie, ufff. Dzisiejszy dzień jest jednym z takich, których zdecydowanym highlightem jest fakt, że niebawem się skończy...

Praca w ilościach zdecydowanie przekraczających założenia, 1 małolat przeziębiony - ergo - przyklejony do mnie, drugi małolat przeżywa właśnie fazę "jestem już duży i nie potrzebuję popołudniowej drzemki", w efekcie czego zachowuje się tak, że człowiek zadawaje sobie pytania egzystencjalne wiadomej treści...

A do tego przedświąteczne przygotowania sięgają powoli zenitu, prezenty jeszcze nieskompletowane, w głowie kłębią się niezrealizowane pomysły na świąteczne dekoracje itd itd itd. 

Ja zaś, na przekór temu wszystkiemu, postanowiłam zatrzymać mój świat na kilka sekund i zafundować sobie luksus napisania paru zdań. I jeszcze bardziej na przekór temu dzisiejszemu zawrotowi głowy postanowiłam, że znajdę w tym dniu coś bardziej pozytywnego niż to, że właśnie dobiega on końca. I znalazłam!

Otóż dziś udało mi się wyjść z siebie i stanąć obok! 
 
Nie nie, jeszcze nie zwariowałam. Mnie po prostu udało się popatrzyć na siebie i moje dzisiejsze poczynania z dystansem i świadomie powiedzieć sobie "dość na dzisiaj". Na ogół mi się to nie zdarza, bo jako pasjonatka Project Managementu w pracy i w domu, nie praktykuję odkładania na potem. Ale dziś udało mi się wprowadzić w czyn latynoskie mañana! I to w pełnym kontekście. Bo mañana to nie tylko zwyczajne jutro. Mañana to jutro, potem, wolniej, zdążysz, carpe diem, popatrz wokół i uśmiechnij się i wreszcie jutro też jest dzień!

Do kolejnego spotkania!
Hasta mañana!
 
Wasza Ola
 
P.S
Jeszcze na okrasę kolejny wynalazek koniugacyjny Benia:
Mamo, widziałaś? To auto jechało baaaardzo szybko! O, zobacz, tam jechają jeszcze dwa inne auta! :))
O.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz